poniedziałek, 28 listopada 2011

Mój makijażowy niezbędnik



Cześć dziewczyny!

Dziś postanowiłam przedstawić Wam kolorową część mojej kosmetyczki, czyli kosmetyki po które sięgam najczęściej wykonując makijaż - kosmetyki które mnie nie zawodzą i będę i wierna pewnie przez długi czas :)

Podkłady:

Estee Lauder Double Wear - to podkład niesamowicie kryjący, po który sięgam zawsze wtedy gdy chcę wyglądać nieskazitelnie, używam go tylko jesienią, zimą lub wczesną wiosną

Bourjois Healthy Mix - świetny, lekki, rozświetlający  podkład, mój letni ulubieniec

Korektor:

Maybelline Pure Cover Mineral - mój ulubiony i niezastąpiony korektor pod oczy, nie zamienię na inny - mam ogromne doły i cienie pod oczami, jako jedyny jakoś sobie z nimi radzi (może nie idealnie, ale na pewno w stopniu zadowalającym:)

Puder wykańczający:

Vichy Dermablend - transparentny puder, który świetnie matuje i utrwala makijaż

Bronzery:

Chanel Soleil Tan - latem używam  na całą twarz zamiast podkładu, świetnie nadaje się również do konturowania, uwielbiam!

Benefit Hoola - ulubiony matowy bronzer, nie może go zabraknąć w mojej kosmetyczce, bardzo łatwy w użyciu, odcień zdecydowanie uniwersalny

Rozświetlacze:

Benefit High Bem - tworzy piękną rozświetlającą taflę, używam zawsze gdy pragnę mocniejszego efektu

Dior Amber Diamond - świetny, kultowy rozświetlacz , produkt wszechstronny (można używać również jako cienie do powiek)

Róże:

Benefit -  Bella Bamba i Coralista - gdybym miała pozbyć się wszystkich róży które kocham i zachować tylko jeden zdecydowanie wybrałam Belle (jak sama jej nazwa wskazuje:)

Inglot 73 i 93 - piękne kolorki, świetna trwałość 73 to brzoskwinka a 93 piękny satynowy, chłodny róż

Maybelline dream touch blush 04 pink - ulubiony kremowy cień w musie 

Brwi:

Essence - niezastąpiony zestaw do stylizacji brwi

Delia - żel do brwi, pięknie przyciemnia, rozczesuje i nabłyszcza


Oczy:

eyelinery:

Bobbi Brow - żelowy eyeliner black ink -najlepszy i niezastąpiony

Essence - żelowy eyeliner 02 London baby - ulubiony brąz

cienie

INGLOT -cienie - niesamowicie napigmentowane, trwałe, po prostu cudne, nie wyobrażam sobie bez nich makijażu oczu


kredki:

Avon supershock -nie trzeba chyba reklamować, chyba najlepszy kosmetyk tej firmy - posiadam w 3 odcieniach- czarny, szary i fioletowy

Isa Dora Kajal 50 satin white - ulubiona na linię wodną

Tusze:

Bez  tuszu chyba nie umiałabym wyjść z domu, mam bardzo krótkie i rzadkie rzęsy które wymagają konkretnego podkreślenia, w tej sferze jestem bardzo wymagająca - te trzy maskary dają radę i jestem z nich bardzo zdowolona, świetnie wydłużają i podkreślają moje rzęsy, poza tym żaden z nich się u mnie nie osypuje:

Benefit - They're real! (ulubieniec)
Lancome Hypnose Doll Eyes
Maybelline One by one

Usta:


szminki 
uwielbiam róże i kolory nude, Rimmel jest moją uluboną firmą w tej dziedzinie (świetna jakość, piękne kolory i niska cena - w promocji około 12zł.)

Rimmel w odcieniu 070 ( Airy Firy) i 206 (Nude Pink)

błyszczyki

Revlon 150 -to chyba  najlepszy błyszczyk jaki kiedykolwiek miałam, gdybym miała wybrać jeden zdecydowanie byłby to ON

Flormar Long Wearing - L401 cudny róż!

A jacy są Wasi makijażowi ulubieńcy?

Pozdrawiam, buziaki :)*

A oto jak prezentują się zazwyczaj moje dziennie makijaże zmalowane niektórymi wyżej wymienionymi kosmetykami:

niedziela, 27 listopada 2011

Listopadowi ulubieńcy


Przyszedł czas i na moich ulubieńców. Jako iż listopad opuszcza nas szybkimi krokami postanowiłam pokazać Wam kosmetyki, które w tym miesiącu namiętnie używałam.


1. Zapach Chloe - moja miłość ubiegłego roku, mąż sprawił mi w prezencie 30ml (szkoda, że nie stać nas było na 50, buu) Kocham ten zapach miłością bezwarunkową, wyjątkowo umila mi i ociepla chłodne dni, nie używam codziennie, zostawiam na specjalne okazje... piękny, trwały, kobiecy - niepowtarzalny zapach :)

2.Wygładzająca szczotka do włosów z naturalnym włosiem firmy Avon - moja ulubiona, nie oddam nikomu! Nie szarpie moich włosów, jest fenomenalna, mogę rozczesać nią nawet mokre włosy. Jestem nią naprawdę zachwycona, nie powoduje elektryzowania moich włosów, pięknie je wygładza, mam wrażenie że po niej włosy wyglądają zdrowiej i są bardziej błyszczące- naprawdę polecam. W promocji można zakupić ja za 15,90zł.

3. Joanna - balsam nawilżająco regenerujący do włosów bez spłukiwania - moja ulubiona odżywka, nawilża, włosy są po niej błyszczące, nie plączą się, świetna dla leniwców do których się zaliczam. Bez spłukiwania jednak nie obciąża absolutnie moich włosów, poza tym pięknie pachnie ;)

4. Avon serum na suche i zniszczone końcówki - zdecydowanie poprawiło stan końcówek moich włosów, nie są już tak rozdwojone, lecz lśniące i zbite, używam codziennie po umyciu włosów

5. Żel pod prysznic i masło truskawkowe z The Body Shop - umilacze, gdy jestem smutna czy spragniona pięknych zapachów najchętniej sięgam po truskawkową serię TBS, cudnie pachną - dzięki nim pielęgnacja staje się przyjemniścią, a jak miło zasypia się otulonym zapachem truskawek, poza tym mój mąż to uwielbia - zawsze potem nazywa mnie swoją truskaweczką :)

6. Podkłady - poza moim niezastąpionym EL (którego używam tylko na specjalne okazje) te dwa zdecydowanie stały się moim zimowym must have, pięknie kryją, Lirene ślicznie pachnie, ma lekko satynowe wykończenie, Diora naprawdę nie czuję na twarzy, świetnie nawilża dlatego wspaniale sprawdza się w mojej pracy gdzie pracuję w mocno ogrzewanym i suchym pomieszczeniu. Oby dwa podkłady mają wiele niepochlebnych opinii, ja jednak lubię testować produkty, które budzą skrajne opinie - w moim przypadku był to strzał w 10!

7. Cienie do powiek firmy Hean - posiadam 2 odcienie - 405 Hot Chocolate i 406 Smokey Eye  świetnie napigmentowane, z bazą Hean trzymają się na mojej powiece cały dzień. W paletkach znajdują się po 3 cienie matowe i 1 perłowy. Polecam wypróbować, występują w wielu wariantach kolorystycznych - każdy znajdzie coś dla siebie. Ja wybrałam moje ulubione brązy i szarości, czaję się również na fiolety ;) Kosztują około 15 zł.,tały się moimi ulubieńcami obok mojej "kolekcji" cieni Inglot.

8. Lancome Hypnose doll eyes - tusz do rzęs to mój zdecydowany must have, ten pięknie wydłuża rozdziela i podkręca moje marne rzęsy. Poza tym pachnie różami! nie osypuje się cały dzień ;)



RECENZJA: L'biotica regenerujący krem do rzęs

Dziś nadszedł czas na bardzo pozytywną recenzję produktu polskiej firmy L'biotica - regenerującego kremu do rzęs. Stosuję go już 1,5 miesiąca - myślę więc, że mogę rzetelnie wypowiedzieć się na jego temat.


Krem kupiłam przypadkiem będąc w pobliskiej aptece. Skusiła mnie jego cena - 10,50zł. oraz fakt, że moje rzęsy są w bardzo lichym stanie - krótkie, rzadkie, dość jasne. Stwierdziłam więc, że niczym nie ryzykuję i nawet jeśli krem się nie spisze- stracę jedynie 10zł.

Skład:
- olejek rycynowy, parafina, wyciąg z palmy sabalowej, olejek z orzechów makadamia, olejek jojoba, pantelon

Obietnice producenta:
- wydłuża, pogrubia rzęsy i zapobiega ich wypadaniu
- nawilża i wzmacnia stymulując naturalny wzrost rzęs

Sposób użycia:
Stosować raz dziennie (na noc) przez minimum 30 dni.
Przed użyciem należy rzęsy dokładnie oczyścić z makijażu. KREM należy nakładać od podstawy rzęs. Ułatwia to wchłanianie substancji aktywnych do korzeni rzęs, zapewniając skuteczność działania preparatu.

Krem stosowałam ponad 40 dni. Jest bardzo wydajny, w tym czasie zużyłam około pół opakowania. Aplikowałam go zgodnie z zaleceniem producenta, czyli raz dziennie - przed snem po uprzednim zmyciu makijażu. Najpierw wyciskałam krem na palce, rozcierałam i wsmarowywałam w rzęsy skupiając się na ich podstawie. Produkt jest bezzapachowy o żelowej konsystencji, przebadany oftalmologicznie.

MOJA OPINIA:
Na moich rzęsach zdziałał cuda. Bardzo żałuję, że nie zrobiłam zdjęć przed i po kuracji.
- wydłuża i zagęszcza rzęsy
- rzęsy stają się ciemniejsze
- zdecydowanie wzmacnia, nie zauważam już nadmiernego wypadania rzęs
- rankiem zdecydowanie lepiej nakłada mi się tusz do rzęs
- rzęsy są nawilżone, bardziej sprężyste

Minusów nie dostrzegłam.

Produkt jest bardzo wydajny, tani i polski :) Poradził sobie z okiełznaniem moich lichych rzęs. Serdecznie polecam, być może nie na każdym spiszę się tak cudownie jak na mnie, podejrzewam  że moim rzęsom brakowało któregoś ze składników wymienionych w składzie kremu. Od czasu do czasu wmasowywałam w nie jedynie sam olejek rycynowy (też pomagał, krem z L'biotica jest jednak lepszy) Gorąco polecam wypróbować, na pewno nie zaszkodzi :)

Link do strony producenta:
http://www.lbiotica.pl/

sobota, 22 października 2011

Zakupowy haul kosmetyczny - czyli co aktualnie testuję?


  1. Iwostin - krem nawilżający Sensitia. Szukałam kremu, który dobrze nawilży moją przesuszoną po lecie skórę, jednocześnie nie podrażniając jej. Skończył się mój ukochany nawilżacz z Lieraca, więc postanowiłam wypróbować coś tańszego, aptecznego i polskiego :) Zobaczymy jak się sprawdzi... W aptece zapłaciłam za niego niecałe 27zł (pojemność 75ml.)
  2. Avon - serum na zniszczone końcówki - słyszałam o nim wiele dobrego, więc postanowiłam wypróbować na własnej skórze - a raczej włosach ;) Mam nadzieję że zregeneruje trochę moje zniszczone końcówki  (bez konieczności wizyty u fryzjera) - zamówiłam u znajomej konsultantki - 10zł.(pojemność 30ml.)
  3. L'biotica - regenerujący krem do rzęs - producent obiecuje wiele, a ja tego samego oczekuję ;) mam nadzieję, że produkt pomoże mi wzmocnić moje krótkie i cienkie rzęsy - używam od kilku dni i powiem szczerze, że już zauważam efekty! (apteka - cena 10,50, pojemość 10ml.)
  4. Lirene Intensive Cover - fluid intensywnie kryjący - wszystkie moje podkłady a dzień dzisiejszy były na mnie za ciemnie, postanowiłam więc wypróbować coś tańszego - kolor 707 beżowy idealnie stapia się z moją cerą - narazie użyłam raz i byłam bardzo zadowolona, zobaczymy co z tego wyjdzie... (Drogeria Natura, cen około 30zł, pojemność 30ml)
  5. Lancome Hypnose Doll Eyes - maskara - szukałam czegoś co genialnie wydłuży moje liche rzęsy - narazie mogę powiedzieć jedynie że tusz świetnie wydłuża i pięknie pachnie, moim zdaniem lepszy efekt daje jednak tusz Maybelline One by One, ale dam jeszcze szansę Lancome (Marionnaud, cena promocyjna 108zł -przecena z 136zł, pojemność 6,5ml)
  6. Hean Stay On - baza pod cienie, godny zastępca mojej bazy z Art Deco (miejscowa drogeria, cena około 13zł, pojemność 14g.)

czwartek, 20 października 2011

Różowi ulubieńcy, czyli moi faworyci wśród róży

Dziś przedstawiam Wam moje aktualnie ulubione róże. Nie będę chyba jedyną osobą, która uwielbia ten kosmetyk. Uważam że to właśnie policzki muśnięte odpowiednio dobranym przez nas różem dodają nam najwięcej blasku, rozświetlają naszą cerę, niejednokrotnie również ją ocieplając.

Na dzień dzisiejszy moimi zdecydowanymi faworytami są:





















1. Benefit - Bella Bamba
Mój zdecydowany faworyt - zapach- cudowny i niepowtarzalny, niesamowita trwałość, trójwymiarowość, rozświetlenie i niepowtarzalny kolor (taki delikatny róż z niesamowitą poświatą, ale nie jakimiś wielkimi drobinami brokatu)

2. Benefit - Coralista
Dla mnie idealny na zimę, ponieważ latem daje mi jedynie rozświetlenie i praktycznie nie widać go na mojej twarzy, lekko koralowo-brzoskwiniowy kolor - niebanalny i trwały, poza tym pachnie... wakacjami!

3. Inglot nr 93
Przepiękny chłodny róż, daje na policzkach satynowo- perłowe wykończenie, zakochałam się w jego kolorze i trwałości, brak drobinek - zdecydowanie mój Inglot'owy faworyt w kategorii róży :)

4 Joko Universe J374
śliczny jasny chłodny róż ocieplony jednak złotą poświatą,połysk w tym przypadku dominuje nad kolorem

5. Benefit - Sugarbom
Cudna mozaika 4 odcieni, pięknie i delikatnie podkreśla policzki, w moim przypadku częściej używam go jednak jako rozświetlacza :)

6. Maybelline dream touch blush - 04 pink

Uwielbiam za kolor i konsystencję, niestety nie idzie ona w parze z trwałością - a szkoda bo efekt na twarzy - przepiękny, polecam jednak wypróbować ;)



Uwielbiam róże marki Benefit, niestety są bardzo drogie, nawet z 20% zniżką. Polecam jednak wypróbować, jeśli ktoś czai się na Bella Bamba - nie ma co się zastanawiać, na pewno będzie w 100% zadowolony - cudny zapach, trwałość, niepowtarzalny kolor na pewno wynagrodzą Wam cenę.

Aktualnie czaję się na któryś z róży Lioele lub Lily Lilo - używałyście? Jakie są Wasze opinie na ich temat? Dajcie znać które róże są z kolei Waszymi faworytami ;)

Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na temat któregoś z moich ulubieńców - piszcie śmiało.

Buziaki

sobota, 15 października 2011

Benefit Hoola i W7 Honolulu - porównanie bronzerów

Cześć dziewczyny :)
Swoją pierwszą notkę na moim blogu chciałam poświęcić moje osobistej opinii na temat dwóch bronzerów, które często są do siebie porównywane - W7 Honolulu jako tańszy odpowiednik Hoola marki Benefit.
Hoolę nabyłam w grudniu ubiegłego roku w Sephorze - cena około 139zł (oczywiście skorzystałam wtedy z 20% rabatu).
Honolulu zamówiłam na allegro około dwóch miesięcy temu - cena około 13zł. plus koszt wysyłki (razem około 20zł). Jeżeli chodzi o cenę to zauważalna jest ogromna przepaść...

Opakowanie:
Firma W7 faktycznie opakowaniami swoich produktów  wzoruje się firmą Benefit. Oba bronzery ukryte są w kartonowych pudełkach ( bardzo praktyczne w ich przypadku, dzięki temu produkty nie osypuje się). Do obu załączony jest pędzelek (żadnego nie używam, o ile ten z Hoola może okazać się pomocny, to ten z Honolulu nie nadaje się do niczego)

Waga:
Benefit Hoola - 11g (jest bardzo wydajna, używam namiętnie już od 11msc., a jeszcze nie dotknęłam dna)
W7 Honolulu - 6g (jednak za cenę Hooli mielibyśmy około 60g!)

Dostępność:
Benefit Hoola -  Sephora (nie polecam allegro, cena kusi niestety znajdziemy tam 90% podróbek)
W7 Honolulu - drogerie internetowe, allegro (tam raczej nie trafimy na podróbki tak taniego produktu)

Kolor:
Oba mają wykończenie matowe-czego zawsze szukam w bronzerach, są w 100% bezdrobinkowe,  - po nałożeniu na twarz nie widać pomarańczowych pigmentów.
Honolulu jest jednak sporo ciemniejszy od Hooola - co można łatwo zaobserwować na zdjęciu. Z Hoola trudno przesadzić, stosując Honolulu trzeba mieć bardziej wprawną rękę. Honolulu na pewno może stanowić problem dla bladolicych dziewczyn, dlatego im bardziej polecam Hoola - szczególnie na zimę. Oba bronzery cechują się świetną pigmentacją. Ich konsystencja jest bardzo lekka - szczególnie Hoola. Łatwo możemy nimi budować nasycenie dokładając kolejne warstwy.

Osobiście zimą uwielbiam Hoola, natomiast sierpień i wrzesień poświeciłam Honolulu (ze względu na to, iż na mojej opalonej cerze Hoola była niewidoczna:) Nie jestem typowym bladziochem dlatego myślę, że będę korzystała z W7 nawet zimą na zmianę z Benefitem (oczywiście dozując go w bardzo delikatnie)




Trwałość:
Hoola - trzyma się na mojej twarzy cały dzień - od 5 rana kiedy to robię makijaż, aż do późnych godzin wieczornych kiedy najczęściej wracam do domu)
Honolulu - trzyma się bardzo dobrze przez około 8 godzin, później niestety często robi na mojej buźce plamy, dlatego też konieczne są poprawki. (ale 8h to moim zdaniem i tak powalająca trwałość!)

Podsumowując:
Kocham oba! Ich matowe wykończenie, kolory i trwałość. Polecam wypróbować Honolulu (mimo iż jest trudniejszy w obsłudze niż Hoola) , naprawdę warto! Nawet jeśli bronzer nie przypadnie Wam do gustu nie będzie szkoda tych wyrzuconych w błoto 13zł - ale jestem pewna że będziecie z niego jednak zadowolone. Jeśli jesteście jednak typowymi bladzioszkami nie ryzykujcie i zaopatrzcie się w jaśniejszy odcień.

Porównywać możemy wykończenie bronzerów - oba są matowe i nie wpadają w pomarańcz, oba są świetnie napigmentowane i długo utrzymują się na twarzy - pamiętajmy jednak o najważniejszym - odcienie zdecydowanie się różnią.



Buziaki