środa, 6 czerwca 2012

Vivabox - świetny pomysł na prezent?


Ostatnio zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona przez mojego przyjaciela. To osoba, z którą zawsze wzajemnie sobie pomagaliśmy, w ramach „podziękowania” na które absolutnie nie liczyłam (bo nawet jeśli coś się zrobi to tylko bezinteresownie) zostałam obdarowana Vivaboxem :) Dopiero wtedy dowiedziałam się, że coś takiego w ogóle istnieje.
Zainteresowanych odsyłam do strony internetowej:
http://www.vivabox.pl/
Ja otrzymałam pudełeczko z perfumami damskimi;)
( z tego co sprawdziłam na stronie internetowej kosztuje 208zł)
W środku zamieszczonych jest:

8 opisanych próbek perfum:
BURBERRY THE BEAT - do wymiany na EdP 30 ml
CALVIN KLEIN BEAUTY - do wymiany na EdP 30 ml
CALVIN KLEIN EUPHORIA - do wymiany na EdP 30 ml
CHLOE LOVE - do wymiany na EdP 30 ml
CHLOE SIGNATURE - do wymiany na EdP 30 ml
PURE CUSTO BARCELONA - do wymiany na EdT 50 ml
DAVIDOFF COLL WATER - do wymiany na EdT 50 ml
MARC JACOBS LOLA - do wymiany na EdP 30 ml

CERTYFIKAT PODARUNKOWY - Certyfikat do wymiany na flakon wybranego zapachu w sieci perfumerii Sephora. 
PREZENT - zapach BALENCIAGA 7,5 ml. 

PRZEWODNIK PO ŚWIECIE PERFUM – pięknym, ilustrowany
Myślę że to świetny prezent, szczególnie jeśli nie wiemy jakie zapachy preferuje obdarowywana przez nas osoba, poza tym możliwość testowania i sama idea pudełeczka jest genialnym pomysłem :) W mój gust trafiło kilka zapachów. Uwielbiam The Beat, Euphorię, Chloe i Lolę. Zdecydowałam się jednak na kolejne opakowanie Chloe(moje już się kończy, a zdecydowanie jest to MÓJ zapach). Zabrałam więc certyfikat i udałam się do najbliższej Sephory. Pani bez problemu wymieniła mi voucher na 30ml wody perfumowanej Chloe (jej regularna cena bez promocji to 220zł).

Czy opłaca się kupować Vivabox? Oczywiście to kwestia sporna, ponieważ często można zakupić swój ulubiony zapach w promocji w bardzo korzystnej cenie, jeśli jednak nie wiemy co komu przypadnie do gustu-jest to świetny pomysł na prezent! Sama byłam wniebowzięta. Do tej pory testuję próbki, które starczą mi pewnie jeszcze na długo ;) Mi akurat większość z prezentowanych zapachów przypadła do gustu, trzeba się jednak liczyć z tym, że na pewno nie wszystkim.

A co Wy myślicie o całym pomyśle?

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Ulubieńcy maja :)

Dziś pora na ulubieńców maja i ostatnich miesięcy  :)

KOLORÓWKA
1. Urban Decay Naked - paleta którą wielbię ;) recenzję znajdziecie kilka postów niżej
2. The Balm - Nude'tude kolejna paleta perełka z której jestem niesamowicie zadowolona
3. The Balm - Bahama Mama - obok Chanel Soleil Tan De Chanel ideał 
4. The Balm - Frat Boy - cudny róż
(recenzja w/w kosmetyków The Balm 2 posty niżej:)
5. My Secret - transparenty puder sypki-to nim zastąpiłam Vichy Dermablend - jestem niesamowicie zadowolona, matuje-nie pozostawia jednak płaskiego efektu, buzia wciąż jest naturalna i rozświetlona, przedłuża trwałość podkładu, a przy tym kosztuje około 12zł.
6. L'oreal Lumi Magique - podkład rozświetlający idealny na wiosnę i lato, pięknie rozświetla, wyrównuje koloryt skóry i długo się utrzymuje, nie podkreśla suchych skórek, konkurent mojego letniego ulubieńca którym jest Bourjois healthy mix (nie wiem jednak jak sprawdzilby się u posiadaczek tłustej czy mieszanej skóry)
7. Pharmaceris krem tonujący- świetna alternatywa na lato zamiast podkładu ;) wyrównuje koloryt skóry a przede wszystkim nie zapycha
8. Pierre Rene - żelowe eyelinery - posiadam 2 (czarny i granatowy) są niesamowite, dzięki cenie ok.14zł.zdetronizowały mojego ulubieńca jakim był Bobbi Brown, aktualnie planuję zakup jeszcze 1-brązowego ;)
9. Maybelline One By One Satin Black - mam cienkie i krótkie rzęsy, ta maskara jednak świetnie je podkreśla, wydłuża, a przede wszystkim nie osypuje się i w pobliskiej drogerii kosztuje 21,99zł ;)
10. Pędzle do makijażu - ecotools do cieni i Maestro 497 do rozcierania - nie wiem jak mogłam wcześniej bez nich funkcjonować?
PIELĘGNACJA
1. Eveline płyn micelarny Magia Młodości ;) to już moje 2gie opakowanie - wcześniej używałam niebieskiego - micel idealny, poza tym, że czasami troszku się rozlewa to kosztuje około 10zł, świetnie zmywa makijaż, mam wrażenie że nawilża! (zdetronizował Biodermę, która choć dobra niestety kosztuje krocie)
2. Lirene body arabica - balsam brązująco-ujędniający - pokochałam ;)
3. Ziaja maska intensywne wygładzanie do włosów niesfornych - wygładza, prostuje, sprawia że włosy są lśniące i łatwo się po niej rozczesują
4. Avon krem przeciwzmarszczkowo rewitalizujący - może i jest przeznaczony dla osób powyżej 30roku życia, ale i tak postanowiłam wypróbować coś na moje czołowe zmarchy :P świetnie nawilża i wygładza skórę, po przebudzeniu mogę cieszyć się promienną cerą ;)
5. Wibo- olejek witaminowo-owocowy do pielęgnacji ust - świetnie nawilża,pomimo iż nie zawiera spf zdetronizował carmex ;) pozostawia na ustach taflę wody, naprawdę polecam ;)

Ostatnimi, zupełnie niekosmetycznymi ulubieńcami maja są bezsprzecznie-torebka i koronkowa sukienka z River Island ;)

A jacy są Wasi ulubieńcy? 
Buziaki, do usłyszenia w kolejnym poście ;)

niedziela, 3 czerwca 2012

Dzienny makijaż paletą Naked Urban Decay


Cześć kochane ;)
Postanowiłam wkleić Wam kilka zdjęć mojego dzisiejszego makijażu wykonanego moim ostatnim ulubieńcem jakim jest paleta Naked od Urban Decay. Niestety nie jestem profesjonalistką, chciałam zrobić Wam zdjęcia oddające rzeczywistość, ale po 1 mam chyba lewą rękę do robienia makijaży, kolejną lewą mam do robienia zdjęć. Nie wiem jak inne dziewczyny potrafią uchwycić efekt  swoich zmalowań w tak idealny sposób? A może po prostu mają lepsze aparaty, ot co - mój niestety do geniuszy nie należy :)

  Jak widać na załączonych obrazkach -niewiele udało mi się na zdjęciach uchwycić, a szkoda, ale jak mówią-od czegoś trzeba zacząć :) Być może to złe dobrego początki?

Makijaż oczu w całości wykonałam paletką Naked - Urban Decay, dodałam jedynie odrobinkę czarnego eyelinera Pierre Rene
dodatkowo użyłam:
tusz do rzęs- Maybelline One by One
podkład - L'oreal Lumi Magique
korektor- Maybelline pure cover mineral, (który jak widać nie poradził sobie dziś z moimi ogromnymi sińcami:( )
puder sypki -My Secret
żel do brwi-Delia
bronzer -The Balm Bahama Mama
róż -Benefit Coralista
szminka- Rimmel -nude pink







Jak minął Wam weekend? Ja odwiedziłam dziś moich kochanych rodzicieli i znów przejadłam się jak świnka-oj te mamusie :P gorsze niż dziadkowie ;) Poza tym pobawiłam się z moją kochaną niedźwiedzicą, która nie dawała mi chwili wytchnienia ;)
Pozdrawiam serdecznie, na dniach wracam z ulubieńcami ;)


sobota, 12 maja 2012

The Balm – NUDE' tude, Bahama Mama, Frat Boy i If you're rich I'm single



Dopadła mnie! Balmomania jest zaraźliwa! Będąc ostatnio na zakupach w Katowicach wskoczyłam jak dzika do Marionnaud. W mieście, w którym mieszkam nie jest dostępna niestety marka The balm. Chciałam skorzystać z 20% zniżki i kupić rozświetlacz tej firmy. Pech chciał, że go nie było... Nie dotrzymałam swojego ostatniego motta 'nie kupuj póki coś masz i nie wiesz kiedy skończysz' – cała uradowana wybiegłam ze sklepu z kolejną paletą cieni, bronzerem, różem i sypkim cieniem o zabawnej nazwie „I'f You're rich, I'm single” (trafiłam na promocję- przy zakupach za kwotę powyżej 100zł.otrzymywało się ten cień w prezencie).

Po miesiącu stosowania tych kosmetyków stwierdzam jedno – marka nie jest przereklamowana! Opakowania w stylu retro, które cieszą oko, zabawne nazwy kosmetyków, dodatkowe zabezpieczenie poprzez dodanie kartonowego pudełeczka, lusterka w opakowaniach -jeżeli chodzi o design jestem zachwycona. Jakość powalająca! Cena produktów nie jest wygórowana. Niektóre inne marki oferujące kosmetyki w dużo wyższych cenach mogą chować głowę w piach!
 
Paleta cieni NUDE'tude chodziła za mną już od dłuższego czasu. Nie chciałam jej jednak kupować, posiadałam już moją wymarzoną Naked. Ciekawość nie pozwoliła mi jednak przejść obok niej obojętnie. Zajrzałam do testera, 'pomaziałam', zakochałam się od pierwszego wejrzenia i już wiedziałam, że bez niej nie wyjdę :) Żałowałam jedynie, że była to ostatnia - „grzeczna” jej wersja, podczas gdy pałałam niesamowitym pożądaniem posiadania jej w wersji z roznegliżowanymi panienkami :) 


Regularna cena palety to 107zł. Ukrytych jest w niej 12 świetnie pigmentowanych cieni. Znajdziemy tam 3 maty, reszta to perły-mi to akurat nie przeszkadza, chociaż brakuje mi jednego matowego cielaka(nie mam tu na myśli młodego krowy-to już byłoby przegięcie!)
Paletka stała się ulubieńcem ostatnich dni i minionego miesiąca. Szczególnie upodobałam sobie kolory: Stand-offish i Sexy, których używam namiętnie prawie każdego dnia. Wiecie co? Od kiedy mam NUDE'tude mój zachwyt Naked gdzieś zanika... Uważam, że o wiele lepszym rozwiązaniem jest zakup palety The Balm-nie tylko ze względu na cenę, cechują się bowiem niezwykłą pigmentacją i wyjątkowo ładnie się ze sobą łączą i rozcierają (powiem więcej-nie tylko ze sobą!) W opakowaniu znajdziemy pędzelek i poręczne lusterko.
 
Bahama Mama to bronzer idealny, jest czystym brązem, kolor absolutnie nie wpada w pomarańcz. Nie tworzy nieestetycznych placków. Długo utrzymuje się na twarzy. Jest na tyle miękki, że łatwo nabrać go na pędzel, jest bardzo mocno pigmentowany, więc dziewczyny o jaśniejszej karnacji muszą pamiętać o nałożeniu odpowiedniej ilości :) Opakowanie jak zwykle cieszy oko. W środku znajdziemy poręczne lusterko. Jego regularna cena to chyba 51zł.
 
Frat Boy urzekł mnie kolorem. Jako maniaczka róży musiałam go mieć ;) To ciepły kolarowo beżowy odcień, który po nałożeniu na twarz nieco się ociepla. Jestem z niego bardzo zadowolona. Długo się utrzymuje i pięknie rozświetla policzki – pomimo tego iż w opakowaniu jest zupełnie matowy ;) Jego cena regularna to 54zł. Opakowanie standardowe dla tej formy, w środku znajdziemy świetny cytat: So many men, so little time ;) 

Ostatnim kosmetykiem The Balm, który posiadam jest prezent – sypki cień do powiek o zniewalającej nazwie I'f You're rich, I'm single. Marka powinna dostać jakieś wyróżnienie za wyrafinowane nazewnictwo ;) Ile kosztuje – nie mam pojęcia. Jest świetny, bardo dobrze napigmenowany... no i ten bajeczny brązowo-drobinkowo-świetlisty odcień który można sobie stopniować. Jak dla mnie świetny prezent – trafii z nim w 10 ;)

Podsumowując mój długi pewnie post: marka The Balm mnie urzekła! Wiem, że muszę upolować jeszcze rozświetlacz, który notabene miał być jedynym kupionym przeze mnie wtedy kosmetykiem ;) Kiedyś chyba źle skończę... A jakie są Wasze opinie na temat tej firmy? Macie coś lub chcecie przetestować? Aa... zapomniałam – kuszą mnie jeszcze 2 paletki tej firmy, a mianowicie Meet Mate gdzie znajdziemy same matowe cienie i Shady Lady vol.2 … zresztą może lepiej nie będę zgłębiała się w to moje kuszenie...

Buziaki :*

wtorek, 17 kwietnia 2012

Marzenia się spełniają! Czyli w końcu mam NAKED Urban Decay ;)


W końcu stałam się szczęśliwą posiadaczką pierwszej słynnej już od prawie dwóch lat palety NAKED firmy Urban Decay.

Swoją paletę zamówiłam na allegro,po dwóch dniach otrzymałam solidnie zapakowaną przesyłkę. Dokładnie ją posprawdzałam i jestem w 100% pewna, że jest oryginalna. Zapłaciłam za nią 157zł z przesyłką (wiem, że to bardzo duża suma, ale jak wiecie od jakiegoś czasu 'denkowałam', więc mogłam w ten sposób odłożyć taką sumę na spełnienie kosmetycznego marzenia:)

Do palety dołączony jest pędzelek (który nie wydaje się być najbardziej precyzyjny) oraz miniatura bazy pod cienie. W opakowaniu znajdziemy 12 pełnowymiarowych cieni o niesamowitej pigmentacji. Znajdziemy tu  szarości i granaty, połyskliwe złotobrązowe odcienie oraz  piękne brudnawe róże i stłumione śliwki. Mnie osobiście kolory te zachwycają.

Opakowanie jest piękne, kartonowo-zamszowe. Wprost idealnie nadaje się do zabierania w podróż. W palecie ukryte jest również przydatne lusterko.

Virgin, Sin, Naked, Sidecar
Buck, Half Baked, Smog, Darkhorse
Toasted, Hustle, Creep, Gunmetal

Naked jest niesamowita, nie żałuję ani jednej wydanej na nią złotówki. W tej chwili mogłabym pozbyć się większości moich innych cieni (poza kilkoma perełkami Inglota:)
Cieniami Urban Decay można wyczarować niesamowity makijaż wieczorowy, ale także połyskujący makijaż dzienny-co w pełni trafia w moje upodobania. Może brakuje tu większej ilości cieni matowych, ale narzekać nie można, w końcu wiedziałam co zamawiam ;)

Paleta powala mnie
- pigmentacją
- pięknymi kolorami
- trwałością cieni

Co można uznać za minus
- cenę
- lekkie osypywanie się niektórych brokatowych cieni

Jestem oczarowana i zakochana. Może odważę się niedługo i zmaluję nią dla Was jakieś makijaże :)
A jakie są Wasze kosmetyczne marzenia, które ostatnio udało Wam się spełnić?

 Pozdrawiam Was w tę niewiosenną pogodę!

poniedziałek, 26 marca 2012

Puder utrwalający Vichy Dermablend


Vichy Dermablend to jeden z kosmetyków, które nigdy mnie nie zawiodły. Kupiłam go w grudniu 2010r. Od tej pory stał się moim numerem jeden. Dorwałam go w aptece za około 80zł. Wcześniej żałowałam aż tylu pieniędzy na tego rodzaju kosmetyk, jednak jego wydajność powala, dzięki czemu nie żałuję ani jednej wydanej na niego złotówki (w przeliczeniu na miesiące, od kiedy zagościł w mojej kosmetyczce-wychodziłoby chyba około 5zł na miesiąc). Dopiero teraz sięga dna. Chętnie kupiłabym go ponownie, jednak tym razem skuszę się chyba na transparentny puder z My Secret. Używałyście? Polecacie?

Mam cerę wrażliwą, suchą, jednak z tendencją do przetłuszczania się w strefie T.

Oto co mogę napisać o produkcie(po prawie 1,5 roku stosowania):
-opakowanie jest solidne, plastikowe(przy zakupie zapakowane w kartonowe pudełeczko)- w środku znajdziemy puszek, którym  możemy aplikować produkt, ja jednak używam w tym celu puchaty pędzel oraz sitko dzięki któremu możemy dozować odpowiednią ilość produktu
-w środku znajdujemy aż 28g produktu
-puder jest biały, transparentny,drobno zmielony- odpowiednio zaaplikowany(czyt.w małych ilościach) nie zabiela twarzy, pozostawia skórę miękką,aksamitną,zmatowioną i wygładzoną
-pyli chyba jak każdy "sypaniec"
-twarz po jego użyciu wymaga wykonturowania, nie chcemy uzyskać efektu płaskiego matu :) ja jednak nakładam go prawie zawsze jedynie w strefie T
-faktycznie przedłuża trwałość makijażu, zimą na cały dzień, latem na kilka godzin (nie wiem jak się ma do cery mocno przetłuszczającej się, ale słyszałam że i u posiadaczek takiej cery utrzymuje się bardzo długo:)
-nie podkreśla suchych skórek
-nie zmienia koloru podkładu, chyba że nałożymy go w ogromnej ilości, wtedy na pewno nas "wybieli"
-idealnie stapia się z cerą
-nie zapchał mnie, co czasem zdarzało się w przypadku niektórych  innych kosmetyków, które miałam okazję stosować

Reasumując: Bardzo dobry transparentny puder matujący. Ze względu na jego wydajność i efekt jaki nam daje - gorąco polecam. Ja jednak tym razem wypróbuję czegoś tańszego. Niezdecydowanym kobietkom, które zastanawiają się czy jednak warto w niego zainwestować mogę go jednak z czystym sumieniem polecić :)

A jakie są Wasze ulubione pudry?
Pozdrawiam ;)

niedziela, 25 marca 2012

Wiosna ach to Ty!


Wiosna zawitała do nas wielkimi krokami, mam nadzieję że już nas nie opuści. Humor poprawił mi się niesamowicie, aż chce się żyć...i czerpać z tych dni jak najwięcej. Przyszedł czas na wiosenne porządki i wietrzenie szafy. Jeżeli chodzi o kosmetyki, to od miesiąca jestem na odwyku-trzymajcie kciuki, jak do tej pory jakoś mi to wychodzi ;)

Do domu również zawitała wiosna, kupiłam hiacynty, poza tym zakwitła mi azalia! Kolejny więc powód do zadowolenia;) Ostatnią niedzielę spędziliśmy z mężem w parku. Nie zrezygnowałam niestety z ogromnej porcji lodów :( Pogoda rozpieszczała, a tak prezentował się mój strój tamtego dnia:
P.S. Mam nadzieję, że posty tego typu Was nie zniechęcają :) Pozdrawiam i życzę przyjemnych i słonecznych dni na kolejny tydzień!

Chanel Soleil Tan De Chanel

Dzisiaj, po długiej przerwie postanowiłam napisać Wam kilka słów na temat jednego z moich ulubionych bronzerów-kosmetyków, które używam do konturowania twarzy :)
Chanelka zakupiłam około października ubiegłego roku z 20% zniżką w Sephorze. Używam go często, zużycie jest  jednak niewielkie. Jestem pewna, że latem stanie się moim zdecydowanym i jedynym numerem jeden! Jego cena oscyluje chyba w granicach 180zł.

PLUSY:
-w opakowaniu znajduje się 30g produktu
-daje kolor złotej zdrowej opalenizny (uwaga, na niektórych bardziej bladych karnacjach może wpadać w  pomarańcz). Ja początkowo byłam przerażona jego kolorem na mojej ręce-jednak na twarzy na szczęście pięknie stopił się z moją karnacją :),
-ma konsystencję musu,
-utrzymuje się na mojej twarzy w nienaruszonym stanie przez cały dzień,
-produkt jest niesamowicie wydajny,
-satynowy efekt sprawia, iż skóra wydaje się niesamowicie aksamitna,
-efekt można stopniować dokładając kolejne warstwy
-można nim nie tylko konturować , ale również nałożyć równomiernie na całą twarz

MINUSY
-cena
-nie wiem dlaczego, ale produkt strasznie łapie włoski, kurz, które osadzają się na powierzchni i niestety nie da się ich "wyczyścić"

Uwielbiam ten produkt, jeśli macie akurat więcej pieniędzy i szukacie dobrego uniwersalnego bronzera-na pewno będziecie zachwycone, produkt jest niesamowicie wydajny! Weźcie też pod uwagę piękną zdrową opaleniznę którą można nim uzyskać ;)

zdjęcie, na którym widać fragment mojego makijażu, do którego zmalowania użyłam właśnie słynną bazę Chanel

czwartek, 23 lutego 2012

Odrobina prywaty i przepis na pieczone piersi kurczaka z pesto, pomidorami i mozarellą


Pogoda dobija... Czy Wy też czujecie się tak samo zmęczone? Dopadło mnie chyba przesilenie zimowe
 i powoli popadam w depresję. Tęsknię do wiosny :)
Postanowiłam jakoś umilić sobie te dni. Poza ciągłą tygodniową gonitwą znaleźć więcej czasu dla siebie. Korzystając z wolnego popołudnia postanowiłam wybrać się na zakupy, tym razem nie kosmetyczne. Poza paletą naked, na którą w ostatnim okresie choruję i w którą muszę się jak najszybciej zaopatrzyć nie planuję innych wybryków kosmetycznych. Stawiam na „kolorówkowy” projekt denko, mam nadzieję że wytrwam
w swoim postanowieniu :)
Zabrałam się za poszukiwanie sukienek i płaszczyka, oto co znalazłam- sukienka koronkową i pasek obok którego nie umiałam przejść obojętnie, skusiłam się w również na wiosenny elegancki płaszczyk(którego brakowało w mojej szafie) i jak ze mną często bywa... bez większego namysłu złapałam również za kolejną torebkę... Pierwsze zakupy wiosenne zostały więc poczynione.
 
Od kilku dni obiecuję sobie, że zacznę dietę i w końcu zrzucę zbędne kilogramy. Na razie nie wychodzi... Mam nadzieję że w końcu się przełamię. Mój mąż to istny łasuch, zawsze szuka w kuchni czegoś „dobrego” kusząc przy tym również mnie... By umilić sobie wtorkowe popołudnie upiekłam nam muffiny z nutellą i budyniem w środku-i jak tu przejść obok nich obojętnie? 
Postanowiłam podzielić się z Wami przepisem na mój szybki i ulubiony  obiad, a mianowicie zapiekane piersi kurczaka z pesto, pomidorami i mozarellą:

składniki
piersi kurczaka - około 0,5 kg
2 czubate łyżki gotowego sosu pesto
2 pomidory średniej wielkości (ja stosuję suszone)
kawałek mozarelli - około 15 dag
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
sposób przygotowania
Piersi kurczaka myję, dokładnie osuszam, solę, pieprze i nacieram grubą warstwą pesto.
Wkładam do naczynia żaroodpornego i wstawiam do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 15-20 minut.
Kiedy piersi pieką się, obieram pomidory ze skóry, kroję na plastry i usuwam nasiona i sok.
Mozarellę kroję nie niezbyt cienkie plastry.
Kiedy kurczak upieczony, na każdą pierś kładę kilka plastrów pomidorów, na nie mozzarellę i wstawiam potrawę na kilka minut do piekarnika, tak by ser się rozpuścił, ale nie zaczął przypalać.

Porcja obiadowa mojego męża (żeby nie było:)
Uwielbiam je w wersji z pieczonymi ziemniaczkami i miksem sałat z sosem vinegre z Biedronki . Jeśli nigdy nie jadłyście to spróbujcie koniecznie, obiad w takim wydaniu wygląda całkiem ładnie i jest naprawdę przepyszny, nie musicie wstydzić się zaserwować go znajomym, chłopakowi czy rodzinie;)

A jak Wy umilacie sobie dni w oczekiwaniu na wiosnę? ;)

poniedziałek, 6 lutego 2012

Guerlain Meteorites Perles 03 Teint Dore


Słynne Meteoryty chodziły za mną już od długiego czasu... Czaiłam się na nie jak sroka na wszystko co się świeci ;) Skutecznie odstraszała mnie jednak ich cena.
Wielką zaletą targania po Sephorach i innych tego typu drogeriach swojego męża jest to, że często odgania nas od "zbędnych (ich zdaniem) gadżetów". Tym razem odniosło to zbawienny dla mnie skutek - mój kochany widział jak bardzo cieknie mi na nie ślinka... więc zrobił mi nie lada niespodziankę gdy w mojej świąteczne pace odkryłam je ukryte na samym jej dnie... :) Cieszyłam się z nich chyba tak samo jak wtedy, gdy pod choinką znalazłam moją pierwszą barbie :)... w ten oto sposób mogłam zmierzyć się z ich legendą.

Mój odcień to 03 Teint Dore - czyli najciemniejsza wersj. kuleczek z dominacją koloru brązowego (jasna czekolada) i hiacyntowego. Kuleczki liliowe i hiacyntowe służą redukcji zażółcenia na twarzy, nadając jej zdrowszy wygląd. Beż i jasna czekolada nadają wyraźny ciepły odcień skórze. Białe złoto i brzoskwinia rozświetlają całość.

Opakowanie totalnie mnie rozbraja, jest piękne, luksusowe i przede wszystkim solidnie wykonane - kuleczki są świetnie chronione ;) Meteoryty nakładam na całą twarz pędzlem do pudru, nie używałam jeszcze załączonej do nich gąbeczki.Pachną obłędnie! To taki piękny fiołkowy zapach... Czasami po prostu otwieram je, wącham i od razu poprawia mi się humor ;) Meteoryty cudownie rozświetlają twarz(nie mają jednak w sobie nachalnych drobinek), zmiękczają rysy - takiego efektu właśnie oczekiwałam. Poza tym zauważyłam fakt, że nieźle utrwalają makijaż - najczęściej używam ich zamiast mojego ulubionego Vichy Dermablend- one przecież piękniej ożywiają twarz(mam cerę suchą więc taki efekt mnie zadowala, na pewno nie wystarczy jednak posiadaczkom tłustej cery) ;) Pomimo tego, że posiadam najciemniejszą ich wersję nie przyciemniają zbyt mojej twarzy, uważam że nadają się do każdego typu karnacji. Rozświetlają i korygują cerę, ale na pewno nie zapewnią nam krycia-one nie temu służą. Puder jest niesamowicie wydajny, myślę że posłuży mi przez lata.Ogromnym minusem jest cena (regularna powyżej 200zł) Jeśli jednak zastanawiacie się nad ich zakupem, to skorzystajcie z promocji - na pewno nie pożałujecie ;)

Meteoryty są świetnym uzupełnieniem mojej kosmetyczki. Czy niezbędnym? Na pewno nie... Czy zasługują na swoją legendę? Nie wiem czy do końca, ale i tak je kocham. Dzięki nim moja twarz nabiera innego, bardziej świeżego i rozświetlonego wymiaru. Jest to jeden z najbardziej trafionych upominków jaki otrzymałam. Kocham je i odkochiwać się nie zamierzam, kto wie? Może jeszcze kiedyś ktoś podaruje mi prasowaną ich wersję...? ;)

sobota, 4 lutego 2012

Palmer's Cocoa Butter Formula - balsam z witaminą E

Cześć dziewczyny ;)

Pogoda niestety nas nie rozpieszcza, za oknem siarczyste mrozy, aż nie chce wychodzić się z domu :( Nie ma to jak wygrzewać się w kocyku przy grzejniku, czytać jakąś świetną książkę, buszować w internecie i popijać pyszną zieloną herbatę!


...ale nie o tym chciałam pisać - dziś przychodzę do Was z recenzją mojego ulubionego balsamu do ciała - Palmer's Cocoa Butter Formula. Balsam ten odkryłam zimą zeszłego roku, byłam zachwycona, skończyłam całe opakowanie i nie wiedzieć czemu nie zamówiłam kolejnego - być może z lenistwa, ponieważ balsamy i produkty tej firmy są niedostępne w sklepach i zamawiać je można tylko przez internet. W grudniu znów postanowiłam jednak zaopatrzyć się w to cudo ;) Zamówiłam na allegro i razem z kosztami wysyłki zapłaciłam około 25zł.


 Co mówi producent?
Co mówię ja?

+ nawilża!  jest moim ulubieńcem na równi z oliwką Hipp - mam baardzo przesuszoną skórę, a ten balsam działa na nią niesamowicie, jest miękka, gładka w dotyku, sama się nią zachwycam, poza tym nie pozostawia po sobie tłustej warstwy i nawilża naprawdę na długo :)
+ wygładza skórę
+ ujędrnia - nie wiem na jakiej zasadzie to ciała ale czuję, że dzięki niemu moja skóra jest bardziej jędrna, nie bez powodu polecny jest do stosowania również w ciąży i na rozstępy
+ jest bardzo wydajny dzięki kremowej konsystencji (nie jest to ani zwykły balsam ani standardowe masło do ciała)- 2 pompki wystarczą na posmarowanie całego ciała
+ cena - za tak świetny jakościowo produkt cena jest wręcz śmieszna ;) (około 20zł)
+ bardzo szybko się wchłania, dzięki czemu od razu po zaaplikowaniu go na ciało może śmiało się ubierać  +/- masło posiada piękny czekoladowo, kakaowo, waniliowy zapach, który jest intensywny i przy regularnym stosowaniu szybko może stać się drażniący, dlatego osobom uczulonym na takie powonienia polecam wersję bezzapachową (podobna takowa również jest dostępna:)


Zwrócić uwagę możemy również na to, że firma Palmer's nie testuje swoich produktów na zwierzętach :) Na pewno ten balsam zagości u mnie na dłuugi czas, stał się moim faworytem, niedługo zamawiam minimum 2 jego opakowania i chyba skuszę się na inne produkty tej firmy.

Znacie ten balsam? Co o nim sądzicie? Polecacie inne produkty tej firmy?

piątek, 3 lutego 2012

Ulubieńcy stycznia :)

Przyszedł czas i na moich ulubieńców minionego miesiąca :)

Kosmetyki pielęgnacyjne:

Ciało:
Jak zwykle od ponad roku królowała u mnie oliwka Hipp - mój absolutny ulubieniec, najlepsza oliwka ever :) dokładnie wie czego trzeba mojej wysuszonej skórze! jeśli istnieje jeszcze ktoś, kto jej nie próbował niech prędko biegnie do Tesco lub Rossmana, gwarantuję że nie pożałujecie ani jednej wydanej na nią złotówki (cena bez promocji - około 12,99)
Tego miesiąca na nowo odkryłam balsam do ciała - masło kakaowe Palmer's - nie będę się tutaj rozpisywać, jest boska, bardziej szczegółową recenzję dodam w najbliższym czasie

Włosy:
Uwielbiam szampony i maseczki L'biotica, w tym miesiącu odkryłam intensywnie regenerującą maseczkę z proteinami mlecznymi - dla mnie jest najlepsza - stosuję regularnie, uwielbiam efekt jaki dzięki niej uzyskuję, moje włosy wyglądają bardziej zdrowo, są miękkie i lśniące, poza tym nie zawiera parabenów - cud miód i orzeszki - kupiłam w super pharm w promocji za 12,99zł.

Twarz:
Bielenda - dwufazowy płyn do demakijażu oczu z bawełną - wcześniej posiadałam wersję avocado, ta jest jednak dla mnie lepsza - doskonale radzi sobie ze zmyciem makijażu oczu, nawet wodoodpornego tuszu do rzęs czy eyelinera - pozostawia po sobie lekko tłustą warstwę, ale i tak ją uwielbiam (musiałam kupić coś na zmianę, niestety powoli kończy się mój ukochany micel z Biodermy)
Soraya - morelowy peeling oczyszczający - mam cerę naczynkową i delikatną, szukałam jednak dobrego peelingu który usunąłby to co ma usunąć i nie podrażnił przy tym mojej delikatnej cery - Soraya stosowana w małej ilości jest strzałem w 10! Pięknie pachnie, świetnie złuszcza, moja skóra po niej oddycha i jest wyraźnie oczyszczona
Rival de Loop tygodniowa kuracja przeciwzmarszczkowa w ampułkach - wiele dobrego słyszałam o tych rybkach, właśnie rozpoczęłam 2 opakowanie, jestem zachwycona, stosuję na noc, świetnie nawilżają moją cerę, muszę wypróbować jeszcze tą 2 wersję - polubiłam do tego stopnia, że chyba raz w miesiącu będę się "kuracjowała' ;)
Floslek - zimowy krem ochronny Winter Care - świetny na ostatnie mrozy! spisał się niesamowicie, koi i chroni naszą skórę nawet w te siarczyste mrozy, posiada treściwą konsystencję, ale świetnie się wchłania - dobrze współgrał z moimi podkładami, poza tym cena marzenie - około 12zł w Naturze ;)

Dłonie:
Moje dłonie pozostawiają wiele do życzenia, zawsze są szorstkie i przesuszone, szczególnie w te mrozy, kolejna perełka od firmy Floslek - krem zimowy do rąk i paznokci jako jedyny chroni moje biedne spierzchnięte dłonie - absolutny zimowy must have ;)





Kolorówka:

Polubiłam się w brązach na powiekach, w końcu - w tym miesiącu w obroty poszła moja brązo-beżo-złota paleta cieni Inglot i 2 cudne pigmenty - 76 i 85(cień kameleon-prawie jak Catrice), nie mogło obyć się również bez 410  od Catrice



Diorshow Iconic - cudny tusz, pięknie wydłuża moje rzęsy, które są z natury baardzo krótkie, poza tym nie kruszy się i nie skleja ich - dzięki promocji i kuponom dostałam go w marionnaud za 42zł ;)

Essence - baza pod cienie I love stage-świetnie wyrównuje koloryt powieki, cienie są na niej bardziej intensywne i długo się utrzymują, lekko rozświetla również cienie pod oczami - za cenę około 10zł w Naturze otrzymujemy świetny jakościowo produkt

Max factor - szminka w kolorze English Rose (510) - cudny odcień różu, świetna trwałość, satynowy efekt - jestem naprawdę zadowolona z tego przypadkowego zakupu ;)

Z moich all time favourites najczęśniej w tym miesiącu używałam:
rozświetlacza Benefit - high beam, który obok Diora amber diamond jest moim ulubionym rozświetlaczem - kocham ten efekt tafli wody ;), żelowego i niezniszczanlego,
czarnego żelowego eyelinera Bobbi Brown - wciąż uczę się malować kreski, niestety topornie mi to wychodzi, ale eyeliner sam w sobie jest BOSKI!
uwielbiałam również podkreślać policzki jednym z moich ulubionych róży marki Benefit - Bella Bamba, tak tak - naprawdę jest Bella ;)

Moim ulubionym lakierem stycznia była Vipera Creation o numerze 21, piękny mieniący się w zależności od światła metaliczny fiolet


Zapachem stycznia został Versace - Crystal Noir ;)

A jacy są Wasi ulubieńcy stycznia? ;) Pozdrawiam :)* Nie dajcie się zmrozić!

wtorek, 24 stycznia 2012

Catrice Absolute Eye Color cień do powiek 410 C'mon Chameleon!

O tym cieniu firmy Catrice naczytałam się już milion razy na blogach, dlatego pomimo mojego kosmetycznego odwyku(a racze próbie) pękłam i pobiegłam dziś podekscytowana do Natury w poszukiwaniu tego cienia ;) Obawiałam się, że został już wykupiony, na szczęście po dłuższych poszukiwaniach udało mi się upolować ostatnią sztukę ;)

Narazie nie mogę zbyt wiele powiedzieć na jego temat, wcześniej nie miałam do czynienia z cieniami Catrice więc nie mogę wypowiedzieć się na temat jego trwałości (ja jednak zawsze używam jakiejś bazy pod cienie). Jedno jest pewne! Zakochałam się w jego formule i teksturze, jest to piękny kolor! Podobno jest tańszym odpowiednikiem dużo droższego cienia firmy Mac- Club. Ja za kameleonka dałam jedyne 11,99 ;) Nie będę robiła swatchy tego cienia - znajdziecie je na wielu innych blogach ;)

Wybaczcie złej jakości zdjęcia, ale musiałam przed chwilą zmalować nim jakiś makijaż oczu ;) Tak, wiem-wciąż muszę uczyć się umiejętnego robieni kreski... tak bardzo chciałabym wytrenować tę sztukę.


A oto kosmetyki, które użyłam do jego wykonania: