czwartek, 23 lutego 2012

Odrobina prywaty i przepis na pieczone piersi kurczaka z pesto, pomidorami i mozarellą


Pogoda dobija... Czy Wy też czujecie się tak samo zmęczone? Dopadło mnie chyba przesilenie zimowe
 i powoli popadam w depresję. Tęsknię do wiosny :)
Postanowiłam jakoś umilić sobie te dni. Poza ciągłą tygodniową gonitwą znaleźć więcej czasu dla siebie. Korzystając z wolnego popołudnia postanowiłam wybrać się na zakupy, tym razem nie kosmetyczne. Poza paletą naked, na którą w ostatnim okresie choruję i w którą muszę się jak najszybciej zaopatrzyć nie planuję innych wybryków kosmetycznych. Stawiam na „kolorówkowy” projekt denko, mam nadzieję że wytrwam
w swoim postanowieniu :)
Zabrałam się za poszukiwanie sukienek i płaszczyka, oto co znalazłam- sukienka koronkową i pasek obok którego nie umiałam przejść obojętnie, skusiłam się w również na wiosenny elegancki płaszczyk(którego brakowało w mojej szafie) i jak ze mną często bywa... bez większego namysłu złapałam również za kolejną torebkę... Pierwsze zakupy wiosenne zostały więc poczynione.
 
Od kilku dni obiecuję sobie, że zacznę dietę i w końcu zrzucę zbędne kilogramy. Na razie nie wychodzi... Mam nadzieję że w końcu się przełamię. Mój mąż to istny łasuch, zawsze szuka w kuchni czegoś „dobrego” kusząc przy tym również mnie... By umilić sobie wtorkowe popołudnie upiekłam nam muffiny z nutellą i budyniem w środku-i jak tu przejść obok nich obojętnie? 
Postanowiłam podzielić się z Wami przepisem na mój szybki i ulubiony  obiad, a mianowicie zapiekane piersi kurczaka z pesto, pomidorami i mozarellą:

składniki
piersi kurczaka - około 0,5 kg
2 czubate łyżki gotowego sosu pesto
2 pomidory średniej wielkości (ja stosuję suszone)
kawałek mozarelli - około 15 dag
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
sposób przygotowania
Piersi kurczaka myję, dokładnie osuszam, solę, pieprze i nacieram grubą warstwą pesto.
Wkładam do naczynia żaroodpornego i wstawiam do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 15-20 minut.
Kiedy piersi pieką się, obieram pomidory ze skóry, kroję na plastry i usuwam nasiona i sok.
Mozarellę kroję nie niezbyt cienkie plastry.
Kiedy kurczak upieczony, na każdą pierś kładę kilka plastrów pomidorów, na nie mozzarellę i wstawiam potrawę na kilka minut do piekarnika, tak by ser się rozpuścił, ale nie zaczął przypalać.

Porcja obiadowa mojego męża (żeby nie było:)
Uwielbiam je w wersji z pieczonymi ziemniaczkami i miksem sałat z sosem vinegre z Biedronki . Jeśli nigdy nie jadłyście to spróbujcie koniecznie, obiad w takim wydaniu wygląda całkiem ładnie i jest naprawdę przepyszny, nie musicie wstydzić się zaserwować go znajomym, chłopakowi czy rodzinie;)

A jak Wy umilacie sobie dni w oczekiwaniu na wiosnę? ;)

poniedziałek, 6 lutego 2012

Guerlain Meteorites Perles 03 Teint Dore


Słynne Meteoryty chodziły za mną już od długiego czasu... Czaiłam się na nie jak sroka na wszystko co się świeci ;) Skutecznie odstraszała mnie jednak ich cena.
Wielką zaletą targania po Sephorach i innych tego typu drogeriach swojego męża jest to, że często odgania nas od "zbędnych (ich zdaniem) gadżetów". Tym razem odniosło to zbawienny dla mnie skutek - mój kochany widział jak bardzo cieknie mi na nie ślinka... więc zrobił mi nie lada niespodziankę gdy w mojej świąteczne pace odkryłam je ukryte na samym jej dnie... :) Cieszyłam się z nich chyba tak samo jak wtedy, gdy pod choinką znalazłam moją pierwszą barbie :)... w ten oto sposób mogłam zmierzyć się z ich legendą.

Mój odcień to 03 Teint Dore - czyli najciemniejsza wersj. kuleczek z dominacją koloru brązowego (jasna czekolada) i hiacyntowego. Kuleczki liliowe i hiacyntowe służą redukcji zażółcenia na twarzy, nadając jej zdrowszy wygląd. Beż i jasna czekolada nadają wyraźny ciepły odcień skórze. Białe złoto i brzoskwinia rozświetlają całość.

Opakowanie totalnie mnie rozbraja, jest piękne, luksusowe i przede wszystkim solidnie wykonane - kuleczki są świetnie chronione ;) Meteoryty nakładam na całą twarz pędzlem do pudru, nie używałam jeszcze załączonej do nich gąbeczki.Pachną obłędnie! To taki piękny fiołkowy zapach... Czasami po prostu otwieram je, wącham i od razu poprawia mi się humor ;) Meteoryty cudownie rozświetlają twarz(nie mają jednak w sobie nachalnych drobinek), zmiękczają rysy - takiego efektu właśnie oczekiwałam. Poza tym zauważyłam fakt, że nieźle utrwalają makijaż - najczęściej używam ich zamiast mojego ulubionego Vichy Dermablend- one przecież piękniej ożywiają twarz(mam cerę suchą więc taki efekt mnie zadowala, na pewno nie wystarczy jednak posiadaczkom tłustej cery) ;) Pomimo tego, że posiadam najciemniejszą ich wersję nie przyciemniają zbyt mojej twarzy, uważam że nadają się do każdego typu karnacji. Rozświetlają i korygują cerę, ale na pewno nie zapewnią nam krycia-one nie temu służą. Puder jest niesamowicie wydajny, myślę że posłuży mi przez lata.Ogromnym minusem jest cena (regularna powyżej 200zł) Jeśli jednak zastanawiacie się nad ich zakupem, to skorzystajcie z promocji - na pewno nie pożałujecie ;)

Meteoryty są świetnym uzupełnieniem mojej kosmetyczki. Czy niezbędnym? Na pewno nie... Czy zasługują na swoją legendę? Nie wiem czy do końca, ale i tak je kocham. Dzięki nim moja twarz nabiera innego, bardziej świeżego i rozświetlonego wymiaru. Jest to jeden z najbardziej trafionych upominków jaki otrzymałam. Kocham je i odkochiwać się nie zamierzam, kto wie? Może jeszcze kiedyś ktoś podaruje mi prasowaną ich wersję...? ;)

sobota, 4 lutego 2012

Palmer's Cocoa Butter Formula - balsam z witaminą E

Cześć dziewczyny ;)

Pogoda niestety nas nie rozpieszcza, za oknem siarczyste mrozy, aż nie chce wychodzić się z domu :( Nie ma to jak wygrzewać się w kocyku przy grzejniku, czytać jakąś świetną książkę, buszować w internecie i popijać pyszną zieloną herbatę!


...ale nie o tym chciałam pisać - dziś przychodzę do Was z recenzją mojego ulubionego balsamu do ciała - Palmer's Cocoa Butter Formula. Balsam ten odkryłam zimą zeszłego roku, byłam zachwycona, skończyłam całe opakowanie i nie wiedzieć czemu nie zamówiłam kolejnego - być może z lenistwa, ponieważ balsamy i produkty tej firmy są niedostępne w sklepach i zamawiać je można tylko przez internet. W grudniu znów postanowiłam jednak zaopatrzyć się w to cudo ;) Zamówiłam na allegro i razem z kosztami wysyłki zapłaciłam około 25zł.


 Co mówi producent?
Co mówię ja?

+ nawilża!  jest moim ulubieńcem na równi z oliwką Hipp - mam baardzo przesuszoną skórę, a ten balsam działa na nią niesamowicie, jest miękka, gładka w dotyku, sama się nią zachwycam, poza tym nie pozostawia po sobie tłustej warstwy i nawilża naprawdę na długo :)
+ wygładza skórę
+ ujędrnia - nie wiem na jakiej zasadzie to ciała ale czuję, że dzięki niemu moja skóra jest bardziej jędrna, nie bez powodu polecny jest do stosowania również w ciąży i na rozstępy
+ jest bardzo wydajny dzięki kremowej konsystencji (nie jest to ani zwykły balsam ani standardowe masło do ciała)- 2 pompki wystarczą na posmarowanie całego ciała
+ cena - za tak świetny jakościowo produkt cena jest wręcz śmieszna ;) (około 20zł)
+ bardzo szybko się wchłania, dzięki czemu od razu po zaaplikowaniu go na ciało może śmiało się ubierać  +/- masło posiada piękny czekoladowo, kakaowo, waniliowy zapach, który jest intensywny i przy regularnym stosowaniu szybko może stać się drażniący, dlatego osobom uczulonym na takie powonienia polecam wersję bezzapachową (podobna takowa również jest dostępna:)


Zwrócić uwagę możemy również na to, że firma Palmer's nie testuje swoich produktów na zwierzętach :) Na pewno ten balsam zagości u mnie na dłuugi czas, stał się moim faworytem, niedługo zamawiam minimum 2 jego opakowania i chyba skuszę się na inne produkty tej firmy.

Znacie ten balsam? Co o nim sądzicie? Polecacie inne produkty tej firmy?

piątek, 3 lutego 2012

Ulubieńcy stycznia :)

Przyszedł czas i na moich ulubieńców minionego miesiąca :)

Kosmetyki pielęgnacyjne:

Ciało:
Jak zwykle od ponad roku królowała u mnie oliwka Hipp - mój absolutny ulubieniec, najlepsza oliwka ever :) dokładnie wie czego trzeba mojej wysuszonej skórze! jeśli istnieje jeszcze ktoś, kto jej nie próbował niech prędko biegnie do Tesco lub Rossmana, gwarantuję że nie pożałujecie ani jednej wydanej na nią złotówki (cena bez promocji - około 12,99)
Tego miesiąca na nowo odkryłam balsam do ciała - masło kakaowe Palmer's - nie będę się tutaj rozpisywać, jest boska, bardziej szczegółową recenzję dodam w najbliższym czasie

Włosy:
Uwielbiam szampony i maseczki L'biotica, w tym miesiącu odkryłam intensywnie regenerującą maseczkę z proteinami mlecznymi - dla mnie jest najlepsza - stosuję regularnie, uwielbiam efekt jaki dzięki niej uzyskuję, moje włosy wyglądają bardziej zdrowo, są miękkie i lśniące, poza tym nie zawiera parabenów - cud miód i orzeszki - kupiłam w super pharm w promocji za 12,99zł.

Twarz:
Bielenda - dwufazowy płyn do demakijażu oczu z bawełną - wcześniej posiadałam wersję avocado, ta jest jednak dla mnie lepsza - doskonale radzi sobie ze zmyciem makijażu oczu, nawet wodoodpornego tuszu do rzęs czy eyelinera - pozostawia po sobie lekko tłustą warstwę, ale i tak ją uwielbiam (musiałam kupić coś na zmianę, niestety powoli kończy się mój ukochany micel z Biodermy)
Soraya - morelowy peeling oczyszczający - mam cerę naczynkową i delikatną, szukałam jednak dobrego peelingu który usunąłby to co ma usunąć i nie podrażnił przy tym mojej delikatnej cery - Soraya stosowana w małej ilości jest strzałem w 10! Pięknie pachnie, świetnie złuszcza, moja skóra po niej oddycha i jest wyraźnie oczyszczona
Rival de Loop tygodniowa kuracja przeciwzmarszczkowa w ampułkach - wiele dobrego słyszałam o tych rybkach, właśnie rozpoczęłam 2 opakowanie, jestem zachwycona, stosuję na noc, świetnie nawilżają moją cerę, muszę wypróbować jeszcze tą 2 wersję - polubiłam do tego stopnia, że chyba raz w miesiącu będę się "kuracjowała' ;)
Floslek - zimowy krem ochronny Winter Care - świetny na ostatnie mrozy! spisał się niesamowicie, koi i chroni naszą skórę nawet w te siarczyste mrozy, posiada treściwą konsystencję, ale świetnie się wchłania - dobrze współgrał z moimi podkładami, poza tym cena marzenie - około 12zł w Naturze ;)

Dłonie:
Moje dłonie pozostawiają wiele do życzenia, zawsze są szorstkie i przesuszone, szczególnie w te mrozy, kolejna perełka od firmy Floslek - krem zimowy do rąk i paznokci jako jedyny chroni moje biedne spierzchnięte dłonie - absolutny zimowy must have ;)





Kolorówka:

Polubiłam się w brązach na powiekach, w końcu - w tym miesiącu w obroty poszła moja brązo-beżo-złota paleta cieni Inglot i 2 cudne pigmenty - 76 i 85(cień kameleon-prawie jak Catrice), nie mogło obyć się również bez 410  od Catrice



Diorshow Iconic - cudny tusz, pięknie wydłuża moje rzęsy, które są z natury baardzo krótkie, poza tym nie kruszy się i nie skleja ich - dzięki promocji i kuponom dostałam go w marionnaud za 42zł ;)

Essence - baza pod cienie I love stage-świetnie wyrównuje koloryt powieki, cienie są na niej bardziej intensywne i długo się utrzymują, lekko rozświetla również cienie pod oczami - za cenę około 10zł w Naturze otrzymujemy świetny jakościowo produkt

Max factor - szminka w kolorze English Rose (510) - cudny odcień różu, świetna trwałość, satynowy efekt - jestem naprawdę zadowolona z tego przypadkowego zakupu ;)

Z moich all time favourites najczęśniej w tym miesiącu używałam:
rozświetlacza Benefit - high beam, który obok Diora amber diamond jest moim ulubionym rozświetlaczem - kocham ten efekt tafli wody ;), żelowego i niezniszczanlego,
czarnego żelowego eyelinera Bobbi Brown - wciąż uczę się malować kreski, niestety topornie mi to wychodzi, ale eyeliner sam w sobie jest BOSKI!
uwielbiałam również podkreślać policzki jednym z moich ulubionych róży marki Benefit - Bella Bamba, tak tak - naprawdę jest Bella ;)

Moim ulubionym lakierem stycznia była Vipera Creation o numerze 21, piękny mieniący się w zależności od światła metaliczny fiolet


Zapachem stycznia został Versace - Crystal Noir ;)

A jacy są Wasi ulubieńcy stycznia? ;) Pozdrawiam :)* Nie dajcie się zmrozić!